sobota, 23 lutego 2013

Jak opublikować swojego e-booka w Amazon Kindle Store?

Kilka dni po premierze w Kindle Store mojego najnowszego e-booka pt. "DO WIDZENIA" Krzysztof zaproponował mi napisanie paru zdań na temat, jak w Amazonie publikuje się swoje e-booki. Jako, że sprzedaję swoje e-booki  od początku 2011 roku mam w tej kwestii pewne spostrzeżenia i chętnie się nimi  z wami podzielę.


Zacznę od tego, dlaczego warto?  

Pewnie wielu z was się ze mną zgodzi, że czytanie e-booków na monitorze to koszmar. I choć e-booki upowszechniły się u nas dobre kilka lat do tyłu, to nikt poważnie ich nie traktował. W ostatnim jednak czasie pojawiło się u nas przynajmniej kilkanaście urządzeń umożliwiających e-czytanie. Rozwodził się nad nimi nie będę, bo nie jest to tematem, podam dwa istotne fakty: można je kupić już od 200 zł, a wydając raz tyle, można  kupić Kindle. A on już w 2011 roku stanowił ponad 60% wszystkich e-readerów w Polsce.


Kindle the Best.  

Oczywiście mamy początek 2013 roku. Zapewne więc zaszły pewne zmiany, lecz śmiem twierdzić, że 3/4 wszystkich czytników w Polsce to właśnie urządzenia Amazonu. Czyli Kindle rządzi i nie ma co się nad tym dalej rozwodzić. Można by zapytać: co to zmienia? Otóż zmienia bardzo dużo. Bowiem oprócz tego, że na Kindle można przeczytać praktycznie rzecz biorąc prawie każdego e-booka (po odpowiednim przygotowaniu)  to można za jego pośrednictwem także kupować umieszczone w księgarni Kindle Store e-książki. A tego nie daje praktycznie nikt w Polsce. Nie można też zapominać, że amerykanie mieli już Kindle w 2007 roku. U nas w 2007 roku jeszcze (prawie) nikt nie myślał o literaturze w formie elektronicznej a o e-papierze mało kto słyszał. Nie ma co owijać w bawełnę, gonimy świat, ale jesteśmy daleko w tyle.


Liczby, które działają na wyobraźnię. 

Nie będę pisał o liczbach globalnych, albo nawet krajowych. Nie napisze nawet o całościowej mojej sprzedaży za zeszły rok. Skupmy się na Amazonie. Sprzedaż moich publikacji elektronicznych w Kindle Store jest 10-12 razy większa niż we wszystkich, razem wziętych  polskich księgarniach internetowych. Zapytacie o konkrety: bardzo proszę. Ostatnie 3 miesiące. W sprzedaży 10 moich e-booków. Listopad: 249 sztuk, grudzień sztuk 470 a w pierwszym miesiącu tego roku: 378 egzemplarzy. Może nie są to oszałamiające liczby ale, o ile mi wiadomo, jestem zwykłym grafomanem a nie uznanym pisarzem. Działam poza głównym nurtem wydawniczym. Częściej można spotkać Yeti na ulicy niż moje książki papierowe na półkach jakiejkolwiek księgarni. Przypominam, że moja działalność wydawniczo-pisarska  to  underground i hobby a nie działalność profesjonalna za którą stoją pieniądze i wydawnictwa-molochy.


Ale jak opublikować swojego e-booka w  Kindle Store?   

I tu spotka was niemałe zaskoczenie – oficjalnie, nie można. Dlaczego? Otóż,  publikowanie e-booków niezależnym autorom umożliwia Kindle Direct Publishing. Serwis ten pozwala pisarzowi „Indie” proste, łatwe, szybkie publikowanie, stałą kontrolę nad dziełem, dystrybucję na całym świecie oraz tantiemy w wysokości od 35-70% (o tym później) o ile publikuje on po angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, portugalsku, włosku, a nawet języku Bretończyków, Basków, Katalończyków i mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Ale nie po polsku.

Po polsku (nie) można? 

I tu jest pies pogrzebany. Zaraz pomyślicie, no to jak w takim razie jest możliwe, że w Kindle Store sprzedawane są e-booki napisane po polsku? A no jest możliwe. Co więcej, wśród kilkuset tysięcy e-booków zajdziemy także publikacje Czech, Hungarian, Russian a nawet Chinese Edition. I choć oficjalnie publikować w KDP w tych językach nie można, to jednak są sprzedawane. Pewnie niektórzy z Was pamiętają głośną sprawę z zeszłego roku, kiedy Amazon za jednym zamachem wywalił prawie wszystkie e-booki po polsku. Potem przy tych, jakie zostały (albo jakie wprowadzili autorzy ponownie) w sekcji Product Details pojawiała się skromna informacja: Language: Polish. Czyli jednak się da. No pewno. Ale jak to zrobić? Przede wszystkim należy przygotować plik do publikacji.


Przygotowanie pliku. 

Plik powinien być przygotowany w formacie *DOC i być pomyślany jako e-book a nie książka. Czyli bez składu, zbędnego formatowania, najlepiej by nie było osadzonych w nim ilustracji oraz przypisów, co nie znaczy, że ich być nie może (*JPEG i *GIF do 50 MB ). Plik wyjściowy dodajemy bez okładki. Wystarczy nagłówek, prosta czcionka: Calibri 11, Times 12 itd. Bez udziwnień, ma być prosto, i tak  przed opublikowaniem utwór zostanie poddany do konwersji na format MOBI. Proponuję przyjrzeć się mojej propozycji. Zwróćcie uwagę, że tekst nie jest wyjustowany, strony nie są ponumerowane (jeszcze by tego brakowało!) brak jest dzielenia wyrazów. Plik powinien mieć ISBN ale go mieć nie musi. Amazon i tak oznaczy publikację własnym numerem ASIN. Oddzielną sprawą jest jakość i zawartość. Za swoje błędy już  zapłaciłem i jeszcze będę płacił pewnie długo. Nie oszczędzajcie na korekcie i podejmujcie współpracę z dobrymi redaktorami.


Następna sprawa to okładka. 

Trzeba wiedzieć, że w środowisku 0-1 to okładka jest jednym z najważniejszych czynników generujących zainteresowanie internauty. Zatem musi być estetyczna, ładna i przyciągająca uwagę. Wszelkiego rodzaju efekty domorosłej  grafiki rodem z Microsoftowego painta przynoszą tylko złą sławę niezależnemu pisarstwu. Warto skorzystać z umiejętności profesjonalnego grafika, jeśli sami takich nie posiadamy. Przy tym moja wskazówka: cover do e-booka to nie to samo, co okładka do książki. Przyciągająca uwagę oznacza, że tytuł powinien mieć odpowiednio dużą czcionkę, wszak w większości potencjalny czytelnik będzie oglądał ją na stronie internetowej (albo czytniku) w rozmiarach kilkudziesięciu pikseli. Niemniej okładka  dodawana w KDP powinna mieć wymiary minimum 625 x 1000 pikseli a najlepiej 1523 na 2500 pikseli i format *JPEG lub *TIFF. Kolory RGB.


Uzupełnianie opisu. 

Najpierw tytuł. Bez polskich znaków. O ile pamiętam, zadaje się, że w 2011 roku niektórzy autorzy  umówili się, co do tego aby dodawać adnotację Polish Edition. Poparłem tę inicjatywę. Dzięki temu nie będziemy wprowadzać nikogo w błąd oraz ułatwimy wyszukiwanie polskojęzycznych treści. Oprócz swojego imienia i nazwiska jako autora dzieła możemy umieścić informacje (Book contributors): o np. autorze zdjęć, ilustracji, tłumaczu itd.  Co do reszty, filozofii wielkiej nie ma: w opisie publikacji (Description) można stosować polskie znaki, język wybieramy angielski – admini i tak zmienią go po jakimś czasie na polski, ale sami tego zrobić nie możemy.



Co dalej?

Decydujemy o tym, czy chcemy sprzedawać swojego e-booka, czy też udostępniać go w domenie publicznej. Wybieramy kategorie w jakich mieści się nasz utwór. Przyda się w większości przypadków słownik angielsko-polski. Maksymalnie można wybrać dwie kategorie, z czego w zasadzie jedną bowiem druga (Foreign Languages Study > Polish) wybierana jest przez większość polskich autorów. Następnym krokiem jest wybór maksymalnie 7 słów kluczowych i dodanie okładki, o czym już pisałem.







Dodajemy plik źródłowy.  

Zanim załadujemy na serwer wcześniej przygotowany zgodnie z moimi sugestiami plik źródłowy musimy zdecydować, czy nasze dzieło ma zostać zabezpieczone DRM, czy też będzie sprzedawane bez niego. Decyzji nie można cofnąć i pozostawiam ją sumieniu każdego autora. Wgrywanie i transformacja do formatu MOBI zwykle odbywa się dość szybko, oczywiście w zależności od „ciężaru” pliku. Niemniej pojawienie się  zielonego napisu „Upload and conversion successful!” oznacza, że możemy przejść dalej, albo też zapisać naszą pracę jako projekt. Na tym etapie mamy jeszcze możliwość podglądu naszej publikacji na iPadzie, IPhonie, Kindle, Kindle Fire oraz  Kindle Fire HD i to w orientacji pionowej oraz poziomej. Można e-booka przeglądać z kilkoma wielkościami czcionki.



Terytoria, kasa  no i publikacja.

Dalej pozostaje wybór krajów gdzie chcemy, by nasz e-book był dostępny, co z praktycznego punktu widzenia sprowadza się ewentualnie do odznaczenia wyjątków, gdzie nie życzymy sobie dostępności naszego e-booka albo wyboru wszystkich 246 (All terrytiories) za jednym zamachem. Ostatnim poważnym wyborem przed jakim nas stawia Amazon jest kwestia ile chcemy zarabiać (w teorii). Założenia są teoretyczne bowiem to, że zaznaczymy 70% oraz ustalimy cenę 1 dolara wcale nie oznacza, że zarobimy 70 centów oraz, że czytelnik za e-booka zapłaci wspominanego dolca.  Amazon stosuje skomplikowany i pozbawiony logiki system zwiększania ceny. Bardzo możliwe też, że dotychczas go nie pojąłem, bo pojmować mi się go nie chce.



No to ile?

Moje założenia są następujące: jako czytelnik nie chciałbym aby e-booki były drogie, aby w Amazonie były dużo droższe niż w polskich księgarniach i życzyłbym sobie, aby kosztowały mniej więcej o połowę mniej niż edycje papierowe. A to oznacza, że ustalając honorarium na poziomie 35% oraz cenę 0,99 USD użytkownik Kindle w Polsce zapłaci za mojego e-booka ok. 2,99-3,68 USD. Czasem jednak zdarzają się od tego dziwne (i zmienne) wyjątki i nieoczekiwanie pojawia się cena… 0,99 USD, co mnie cieszy. Tym bardziej, że znacznie bardziej prawdopodobny bywa scenariusz, że założona cena 2,99 w Kindle Store zwiększa się do prawie 7 dolarów. Oczywiście to moja filozofia i nie każdy musi się z nią zgadzać. Kończąc etap wprowadzania publikacji do oferty nadmienię, że możemy sobie regulować cenę w poszczególnych krajach. Ostatnim krokiem jest odznaczenie, że znamy warunki usługi i się z nią zgadzam oraz zgadzamy się na 14 dniowy okres w którym czytelnik może użyczać naszego e-booka np. członkom rodziny. Na tym etapie nie pozostaje nam nic więcej jak nacisnąć żółty butonik (Save and publish) a potem czekać na wiadomość od administratora…


Nieobsługiwany język.

Ponieważ nasza publikacja jest po polsku najprawdopodobniej za kilkanaście godzin dostaniemy wiadomość w języku angielskim, której dość obszerna treść będzie sprowadzała  się do jednego zdania: „Nie, bo Twoja publikacja jest w nieobsługiwanym języku”. Jedynym wyjściem jest zalogować się ponownie, po czym jeszcze raz nacisnąć żółty butonik. Na szczęście wszelkie wcześniejsze dane zostają zachowane. A potem zostaje czekanie. Czasem wystarczą 2-3 próby lecz bywa, że i kilkanaście.


To jednak jeszcze nie wszystko. 

Jeśli doczytaliście do tego momentu oznacza to, że  jesteście zdeterminowani i chcecie w Amazonie publikować. Wcześniej nic nie wspomniałem, ale z tymi zarobkami to nie jest tak prosto. Przede wszystkim, zanim wykonacie algorytm jaki przed momentem z mozołem przedstawiłem należałby uzupełnić swoje dane sekcji  Acconut. Nie ma w tym nic trudnego. Trzeba podać swoje imię nazwisko adres i… Zaczynają się schody z płatnością.



Jak to dawniej bywało. 

Do 2011 roku przeszkodą  w płatnościach był amerykański odpowiednik (uproszczenie) naszego NIP. Następną fakt, że w USA stosuje się rozliczenia czekiem albo przelewem. Niby nic w dziwnego ale system oznaczania kont bankowych dla Europy i USA się różni na tyle, że przelewy na konto były możliwe, tylko jeśli miało się amerykańskie konto. Czyli zostawały czeki. One przychodziły pocztą pod warunkiem, że zarobki przekroczyły 100 USD/GBP/EUR. Pamiętam minę pani w banku, kiedy pierwszy raz z czymś takim się pojawiłem. Problemy z realizacją były spore i nie zawsze operacja była skuteczna. W moim wypadku przynajmniej kilkaset dolarów i tyle samo funtów przepadło. Do tego, za realizacje czeków pobierane są prowizje – w przypadku mojego banku ok. 40-60 zł.



Światło w tunelu.  

Na szczęście od niedawna Amazon umożliwił realizację płatności w formie przelewów. Należy wybrać opcję EFT a jako walutę EUR. Oznacza to, że wcześniej trzeba wprowadzić numer naszego rachunku w standardzie IBAN.  No i oczywiście rachunek musi być walutowy, a walutą ma być EURO. Przelewy będą przychodzić w 60 dni po przekroczeniu kwoty 10 USD/GBP/EUR oddzielnie dla każdego rynku (Amazon.com, Amazon.co.uk, Amazon.de – dla pozostałych sprzedaż jest marginalna). I na koniec, nie  zdziwcie się, że wasz bank pobierze 10 zł prowizji za przelew w wysokości 0,86 EUR.
Autor ma na bieżąco (w czasie rzeczywistym) dostęp do precyzyjnych statystyk sprzedaży, a do dyspozycji jest szereg narzędzi promocyjnych. Konto może być połączone z facebookiem, twitterem albo blogiem autora. Możliwe jest dodawanie filmów promujących e-booki, zdjęcia lub też inne formy promocji utworów (np. udostępnianie za darmo całości i fragmentów utworów). Konto autora można łączyć z serwisami skupiającymi czytelników (np. Goodreads). Oczywiście czytelnicy mogą wyrażać opinie i oceniać sprzedawane utwory.


Podsumowanie.

Czy warto się w to bawić? W moim odczuciu warto. Ale każdy musi zdecydować za siebie. Sprzedaż e-booków z roku na rok rośnie. Prawdopodobnie nic w tej chwili nie umożliwia samodzielnemu autorowi dotarcie do większej grupy czytelników z komercyjną publikacją niż Amazon. Amazon, choć obecnie nie ma oficjalnego przedstawicielstwa w Polsce działa na wyobraźnie krajowego rynku. Pewnie niewielu z was zwróciło na to uwagę ale format MOBI w krajowych księgarniach pojawił się zaraz po pogłoskach, że Amazon wchodzi do Polski. Sądzę, że to kiedyś nastąpi i prawdopodobnie zmieni to oblicze naszego rynku wydawniczego. Nie ma w tym nic złego. Jest przynajmniej kilka nazwisk, które dzięki Amazonowi stały się znane na całym świecie. Prawda jest taka, że filozofia zaserwowana nam przez amerykanów umożliwia wybór tego, co chce czytelnik a nie (jak u nas) tego, co wydawcy uważają, że chce czytelnik. A to zasadnicza różnica. My, wciąż jesteśmy zaściankiem. Działalnością pisarską zajmuje się od kilku lat i sporo się w tym czasie nauczyłem. Literatura w formie elektronicznej zaczęła się u nas na dobre całkiem niedawno, ale wszystkie polskie księgarnie, serwisy self-publishingowe to naprawdę mniejszość. Liczy się tylko Amazon. No i Smashwords… Ale to już jest zupełnie inna historia.


O autorze.

Aleksander Sowa – autor niezależny, self-publisher, autor Web 2.0. Autor kilkunastu samodzielnie wydanych utworów, wcześniej współpracował m.in. z wydawnictwami: Złote Myśli, Dobry eBook, Wydawnictwami Komunikacji i Łączności oraz Poligraf. Strona autorska: www.wydawca.net



Inne artykuły, które mogą Ci się przydać:

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń