Kilka dni temu, moja żona (ona także posiada czytnik Kindle), zauważyła w pociągu innego użytkownika takiego urządzenia. Nawiązała się pomiędzy nimi rozmowa, podczas której moja żona zapytała nowo poznanego kolegę, jak się sprawuje u niego czytnik. Jego odpowiedź bardzo ją zaskoczyła. Okazało się, że jest bardzo niezadowolony, gdyż bardzo kiepsko mu się po książkach nawiguje. Powiększanie, przerzucanie stron.. to wszystkie powinno być dużo prostsze. Padło kolejne pytanie.. i okazało się, że ów chłopak w swoim czytniku miał same PDFy.
PDFy towarzyszą nam od prawie dwudziestu lat. Nic wręcz dziwnego, że gdy pada słowo e-book część z nas myśli o PDFach. Każdy dobry e-czytnik radzi sobie także i z tym formatem, jednak prawda jest taka, że te urządzenia wspierają ten format dlatego, że muszą a nie dlatego, że jest on wygodny.
Gdyby posłużyć się analogią, to można by powiedzieć, że nazywanie plików w formacie PDF e-bookami to jak nazywanie zaprzęgu konnego środkiem lokomocji.
Niby wszystko się zgadza. Jednak każdy z nas wie, że obecnie znamy dużo wygodniejsze sposoby poruszania się. W życiu codziennym zwykłe auto okazuje się dużo bardziej praktyczne.