piątek, 21 lutego 2014

PIK przedstawiła kolejną wersję projektu ustawy o jednolitej cenie książki


Wczoraj na konferencji prasowej Polska Izba Książki przedstawiła zaktualizowany projekt ustawy o jednolitej cenie książki. O tym projekcie pierwszy raz mogliśmy usłyszeć w maju zeszłego roku, a w listopadzie została przedstawiona jego pierwsza wersja.

Projekt ten od samego początku wzbudza wiele kontrowersji. Oficjalne intencje stojące za tworzeniem tej ustawy są przedstawione w preambule. Włodzimierz Albin, prezes PIK, twierdzi:
„Jednolita cena książek jest stosowana w wielu krajach UE (...) Rozwiązanie to wspiera interesy wszystkich podmiotów związanych z rynkiem książki – autorów, księgarzy, bibliotekarzy i wydawców. Ale głównym beneficjentem są czytelnicy, którzy dzięki niemu mają dostęp do większej i lepszej jakościowo oferty wydawniczej”
Według zamierzeń autorów, nowa ustawa ma:
"na względzie potrzebę ochrony książki jako dobra kultury, zapewnienie jej szerokiej i stałej dostępności na terytorium kraju, zapewnienie urozmaicenia dostępnej oferty czytelniczej, propagowanie czytelnictwa jako narzędzia rozwoju intelektualnego i kulturalnego jednostki i skutecznego sposobu budowania kapitału społecznego oraz wspieranie różnorodnej i ambitnej twórczości literackiej, a także stworzenie ram dla funkcjonowania krajowego rynku książki, w tym umożliwienie budowania zróżnicowanych sposobów dystrybucji przy jednoczesnym wspieraniu księgarni jako miejsc upowszechniania kultury".
Sprawa z pozoru nie dotyczy ebooków, jednak w mojej ocenie jest na tyle niebezpieczna dla całego polskiego rynku książki, że należy już teraz poświęcać jej dużą uwagę dla dobra nas wszystkich.

Co ważne, negatywne opinie na temat ustawy nie są tylko opiniami zwykłych czytelników. Swoje obawy w komentarzu na stronie rynek-ksiazki.pl przedstawił wydawca Andrzej Kuryłowicz (wydawnictwo Albatros), który pisze m.in.:
"Sam projekt, wymieniający w swojej preambule rzekomo pozytywne konsekwencje wprowadzenia stałej ceny na książkę to zestaw pobożnych życzeń (typu zwiększenie czytelnictwa, spadek średniej ceny książki, wzrost sprzedaży) i rygorów sprzecznych nierzadko ze zdrowym rozsądkiem, sprzeczny z istniejącym prawodawstwem zabraniającym zmów cenowych, stanowiący zaprzeczenie idei wolnego rynku.
...
Ustawa o stałej cenie książki jest nam potrzebna tak, jak lodówka na Arktyce. Jakie korzyści mają płynąć dla czytelnika i wydawcy z uniemożliwienia sprzedaży książek w sieciach dyskontowych i hipermarketach? Wiadomo przecież, że tego typu placówki mogą sprzedawać towary (w tym książki) wyłącznie w cenach niższych niż gdzie indziej - Empikach, Matrasach czy zwykłych księgarniach. Taki jest bowiem sens ich istnienia. Nie mogąc mieć niższej ceny na nowo wydaną książkę, zastąpią ją innym produktem. Ludzie, których stać najwyżej na wydanie 20-25 zł za książkę i którzy nigdy nie zaopatrują się w nią po cenie Empiku, zwyczajnie zrezygnują z zakupu. Czy w ten sposób ma zwiększyć się czytelnictwo i wzrosnąć sprzedaż? Nonsens widoczny gołym okiem.
...
Po co przenosić na polski grunt rozwiązania z Francji, gdzie realia ekonomiczne są zupełnie inne, poziom zarobków nieporównywalny z Polską, a sprawy z powództwa o charakterze gospodarczym rozstrzygane w tempie 10 razy szybszym, niż u nas? Komu to ma służyć? Czytelnikom i bibliotekom, które będą musiały ograniczyć zakup nowości - na pewno nie!"
Wróćmy do treści ustawy i spróbujmy ja przeanalizować... Według projektu ustawy, zarówno wydawca jak i importer mają być zobowiązani do ustalenia ceny obowiązującej przy sprzedaży książki nabywcy końcowemu. Cena ta ma obejmować wartość podatku oraz musi być ustalona przed wprowadzeniem książki do obrotu.

Jednolita cena a także informacja o dacie (miesiąc, rok) wprowadzenia książki do obrotu ma być trwale umieszczona na książce lub zamieszczona na stronie internetowej z katalogiem wydawcy. Informacja o jednolitej cenie ma być również przekazana do Biblioteki Narodowej wraz z egzemplarzem obowiązkowym.

PIK uważa bowiem, że największym złem na rynku książki są różnego rodzaje promocje i wyprzedaże. Cały mechanizm nadrukowania cen ma temu zapobiec. Sprzedawanie nowych książek w promocjach, wg PIK, powoduje, że czytelnik nie kupi książki w cenie detalicznej tylko czeka na obniżkę, co powoduje, że zarówno dystrybutorzy jak i wydawcy ponoszą stratę. To znowu skutkuje tym, że wydawanych jest mniej nowości.

Ustawa nic nie mówi wprost na temat ebooków, które na dzień dzisiejszy w rozumieniu polskiego prawa są usługą, a nie towarem (stąd wyższy VAT na nie). Rodzaj książki, który ma być objęty ustawą jest zdefiniowany za pomocą kodu z Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług, a konkretnie w ustawie podane są dwa symbole:
  • 58.11.1 - Książki drukowane
  • 58.11.2 - Książki wydawane na dyskach, taśmach i innych nośnikach.
Co ciekawe, w listopadowym projekcie tej ustawy, posługiwano się tylko symbolem 58.11.1. Jaką mamy pewność, że za chwilę nie powstanie nowy projekt ustawy, zawierający również książki elektroniczne?

Potencjalny Bestseller ze zbyt wysoką ceną


A co w sytuacji, gdy książka która miała być bestsellerem w ogóle nie będzie się sprzedawała w "jednolitej cenie"? Po 6 miesiącach od wprowadzenia książki do obrotu, ustawa ma dawać prawo wydawcom i dystrybutorom wycofania nakładu z rynku, w celu ustalenia nowej jednolitej ceny na następny 6 miesięczny okres. Nie jestem pewien, czy w takim przypadku dystrybutor mógłby tylko posłużyć się jakąś naklejką, która przesłoniła by nadrukowaną wcześniej na okładkę cenę, czy musiał by cały nakład przemielić. Z resztą jak udowodniła już PIK, chronienie książek jako dóbr kultury ta instytucja rozumie dość specyficznie. Gdy po odbywających się w Polsce i Ukrainie mistrzostwach Europy, w magazynach dystrybutorów zostały tysiące przewodników po Euro 2012, UEFA nakazała wszystkie te książki przeznaczyć na przemiał. Polska Izba Książki na Targach w Warszawie oficjalnie przyznawała, że uważa to postępowanie jako wzorcowe, które jest w stanie "uchronić rynek przed zalaniem tanią książką".

Wracając do wycofywania książek z rynku w celu obniżenia ceny, próbuję sobie tylko wyobrazić jak koszt takiej operacji przekładałby się na chęć wydawców do jej wykonania.

Czy zatem koniec z rabatami na książki?

"Sprzedawca końcowy jest obowiązany do oferowania książki do sprzedaży nabywcy końcowemu po cenie wynoszącej nie mniej niż 95% i nie więcej niż 100% jednolitej ceny." 
Teoretycznie jest więc możliwy 5% rabat. Ustawa definiuje także wyjątki, ale gdy przyjrzymy się zmianom wprowadzonym od ostatniego projektu, zaczyna robić się ciekawie.
"Sprzedawca końcowy jest uprawniony do sprzedaży książki w cenie stanowiącej między 80% a 100% jednolitej ceny, jeżeli książka jest nabywana przez: 
1) bibliotekę w rozumieniu ustawy z dnia 27 czerwca 1997 r. o bibliotekach (Dz. U. z 2012 r. poz. 642 i poz. 908 oraz z 2013 r. poz. 829); 
2) instytucję kultury w rozumieniu ustawy z dnia 25 października 1991 r. o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej (Dz. U. z 2012 r. poz. 406); 
3) jednostki organizacyjne określone w art. 2 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572, z późn. zm.1). 

W listopadowym projekcie ustawy, stawka ta była określona jako "70% a 100% ustalonej stałej ceny", co przekłada się na to, że biblioteki będą mogły kupić o 1/8 mniej nowości niż poprzednia wersja ustawy przewidywała.... i jeszcze mniej niż biblioteki są w stanie wynegocjować teraz.

Dodano punkt:
3. Sprzedawca końcowy jest uprawniony do sprzedaży książki w cenie stanowiącej między 85% a 100% jednolitej ceny podczas trwających nie dłużej niż 4 dni targów książki, podczas których książki do sprzedaży oferuje co najmniej 10 sprzedawców końcowych. 
A punkt:
Art. 7. Obowiązek sprzedaży podręczników szkolnych po cenie stałej ustalonej przez wydawcę lub importera nie ma zastosowania do sytuacji, gdy podręczniki kupowane są przez stowarzyszenie rodziców uczniów danej placówki edukacyjnej korzystających z danych podręczników, którego cele statutowe przewidują podejmowanie działań w tym zakresie.
zamieniono na:
4. Sprzedawca końcowy jest uprawniony do sprzedaży książki w cenie stanowiącej między 85% a 100% jednolitej ceny, jeżeli książką tą jest podręcznik kupowany przez stowarzyszenie rodziców uczniów danej szkoły korzystających z danego podręcznika, którego cele statutowe przewidują podejmowanie działań w tym zakresie. 
No i na sam koniec:
5. Książki używane, wybrakowane, wadliwe lub uszkodzone mogą być sprzedawane po cenach innych niż jednolita cena, pod warunkiem poinformowania nabywcy końcowego o wadach danego egzemplarza." 
Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, nie trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że z tą "furtką", co bardziej przedsiębiorczy księgarze chcąc upłynnić pieniądze zablokowane przez niesprzedającą się nowość, będą wyrywać kartki z książek by móc zaoferować "promocję", by nie czekać 6 miesięcy na odzyskanie pieniędzy. Gdy kiedyś zobaczę duże stoisko z przyczepioną kartką "książki uszkodzone", nie będę w stanie już uwierzyć, że to przypadek.

Moje zdanie


Prawdą jest to, że podobne rozwiązania istnieją w innych państwach UE (posiadają je np. Niemcy, Hiszpanie, Holendrzy czy Włosi). Nikogo jednak nie trzeba przekonywać, że są to państwa o zupełnie innym stanie gospodarki. W kraju jakim jest Polska, w którym zakup jednej lepszej książki jest w stanie wyczerpać miesięczny domowy budżet na rozrywkę i kulturę, regulacje zabraniające obniżek są po prostu absurdem.

W tym wszystkim argumenty PIK:
"Doświadczenia innych krajów pokazują, że jednolita cena książek w perspektywie doprowadziła do poszerzenia oferty wydawniczej o książki ambitne, które jako wolnorotujące były mniej opłacalne – z chwilą, kiedy księgarnie nie musiały już angażować znacznych środków w prowadzenie „wojen cenowych” z dyskontami i sklepami wielkopowierzchniowymi i rezygnować z istotnej części swoich marż, możliwe stało się przeznaczenie części tych środków na utrzymanie szerokiej oferty wydawniczej."
każą nam się zastanowić jak często na pytanie zadane przechodniom:
- Dlaczego tak mało czytasz książek?

Pada odpowiedź:
- nie czytam, bowiem trudno znaleźć coś ambitnego.


Wszyscy narzekają na stan czytelnictwa w Polsce. PIK twierdzi, że dostępność tanich książek w dyskontach jest złem. Faktem jest jednak to, że dzięki takim miejscom robiąc codzienne zakupu kilkadziesiąt procent rzadko czytających Polaków, jednak jakiś dostęp do taniej książki ma. W momencie w którym książki te znikną, będziemy mogli zacząć odliczać czas do kolejnych alarmujących doniesień mediów, że książka w Polsce umiera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz